W świadomości ludzkiej został wykreowany konkretny wizerunek archeologa. Najlepiej, żeby miał kapelusz, bicz, skórzaną kurtkę i rewolwer. Archeolog jeździ po świecie, wpada do starożytnych świątyń, zabiera unikatowe artefakty i ucieka zarówno przed pułapkami zastawionymi przez ówczesne ludy, jak i przed innymi, bardziej współczesnymi wrogami, a potem wchodzi do sali wykładowej, jakby nigdy nic i prowadzi w spokoju wykład. Oczywiście następnego dnia przygoda znów go zaczyna wzywać…
Seria filmów o Indianie Jonesie nie tylko stała się ważnym elementem popkultury, ale także wytworzyła jednoznaczny obraz archeologii jako dziedziny zajmującej się poszukiwaniem zabytków, często w towarzystwie niebezpieczeństw. Lata 80. XX wieku zdecydowanie odcisnęły swoje piętno w historii kinematografii oraz w umysłach ludzi pod tym względem. Lata 90. zresztą nie okazały się łaskawsze, kiedy to powstały gry, a potem także i filmy z piękną, wysportowaną archeolożką Larą Croft. Po raz kolejny utwierdził się konkretny wizerunek archeologa jako poszukiwacza przygód, eksplorującego świątynie i grobowce na całym świecie.
Nic więc dziwnego, że w ludziach narosło pewne uprzedzenie i przekonanie co do zawodu archeologa. Mając tak bogatą bazę popkulturową, nie sposób się jej oprzeć i jej nie wykorzystać. Mało kto wie, nie mając styczności z tą nauką, że jedyne niebezpieczeństwo, jakie może czyhać na archeologa w prawdziwym życiu, to ziemia osypująca się na twarz.
Przede wszystkim filmy i gry zapomniały o jednym, drobnym szczególe: archeologia jest nauką. Przez ostatnie stulecie rozwijała się bardzo dynamicznie, by na początku lat 20. XXI wieku stać się dojrzałą, poważną dziedziną, której nikt nie powinien lekceważyć. Seria o Indianie Jonesie i Larze Croft opiera się na archeologii wyjętej prosto z XVIII, trochę z XIX wieku, kiedy to po świecie rzeczywiście rozpierzchli się ludzie, podający się za archeologów, którzy poszukiwali ciekawych zabytków, czasem kradli i nic nie wiedzieli o metodyce prowadzenia badań archeologicznych. Niemniej jednak o niektórych z nich wciąż uczą na zajęciach z archeologii, ponieważ mimo swojej ignorancji, stali się prekursorami nauki istniejącej dziś. Tak więc Heinrich Schliemann, nawet bez odpowiedniego wykształcenia, niewątpliwie został ojcem archeologii śródziemnomorskiej, badając Troję oraz Mykeny.
Czym więc zajmuje się archeolog, jeśli nie rabuje świątyń i nie ucieka przed zagrożeniami? Przede wszystkim jego zadania nie są tak ekscytujące jak w filmach, a znacznie bardziej żmudne. Może prowadzić wykopaliska archeologiczne, którym daleko do pościgów z posążkiem bożka w ręku i adrenaliną w żyłach. Według ściśle określonego schematu odkopywana jest ziemia – czy to za pomocą koparki, czy z użyciem prostej łopaty – po to, by udokumentować zmiany w materiale lub odkryte zabytki, które następnie poddawane są licznym analizom i interpretacjom.
O czym jeszcze więcej ludzi nie zdaje sobie sprawy, współcześnie archeolog nie musi nawet „kopać”. Kopanie oznacza niszczenie stanowisk (warstw ziemi, znajdujących się tam artefaktów), a dzisiejszy świat dostarcza mnóstwo sposobów na prześwietlenie gleby i analizowanie zmian na niej bez użycia szpadla, wystarczą do tego umiejętności, spostrzegawczość oraz odpowiedni sprzęt.
Indiana Jones oraz Lara Croft nie powinni nigdy nazywać się archeologami, ponieważ naukowcy nie niszczą ani nie kradną. Badacze w najbardziej profesjonalny sposób, w jaki potrafią, przekopują ziemię lub korzystają z mniej inwazyjnych metod, po to, by móc wycisnąć ze znalezionego materiału tyle, ile zdołają. Wszystko sprowadza się do tego, by odkryć, kim byli, czym się zajmowali oraz jak żyli ludzie z przeszłości.